Archiwum marzec 2004


mar 09 2004 Smierc na codzien
Komentarze: 3

Przechodzac dzis ulica zobaczylem gawrona. Caly byl czarny, tylko jego glowka byla ciemnoszara. Byl martwy i lezal na chodniku. Co ja mowie! Nie zdawal sie lezec, ale raczej siedziec pochylony, jakby wlasnie odpoczywal i zaraz mial zbierac sie do lotu. Dziob mial prosto przed soba, wtulony w cialo. Dokladnie jakby drzemal. Oczka przymkniete, z faldami skory przycisnietymi jedna do drugiej - jak male dziecko. Takie dziecko, ktore nie znajac obyczajow zwierzat mogloby pomyslec, ze ptak faktycznie zapadl w sen i z calym swoim majestatem zazywa odpoczynku posrod nog przemierzajacych ruchliwy chodnik.

My jednak dziecmi nie jestesmy i wiemy, ze ptaki nie sypiaja na chodnikach, chyba, ze snem wiecznym.

Gdy wracalem ta sama droga, gawron, pozbawiony statecznej godnosci, lezal na boku z groteskowo zawinietym skrzydlem. Gdyby ptaki pily alkohol moznaby znow zalozyc, ze owo stworzenie leglo w niemocy na skutek zatrucia a jego organizm powoli dochodzi do siebie.

Mozna by tez zalozyc, ze ptak tylko stracil przytomnosc, po chwili ja odzyska i chwiejnym krokiem uda sie pokrakujac wesolo.

 

Ale skad takie zalozenia? Dlaczego smierc nie jest dla kazdego na tyle jednoznaczna, ze wyraznie wskazuje czy ktos umarl czy nadal zyje?

Ano prawdopodobnie dlatego, ze pomimo jej wszechmocy w odbieraniu zycia, nie zawsze jest w stanie kontrolowac wolna wole pewnych stworzen. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak nasze odruchy moga zdradzic nasz stan istnienia (zycie / smierc). Otoz jesliby ktos staral sie umrzec z otwartymi oczyma, w odroznieniu od gawrona, to dalby jednoznacznie do zrozumienia, ze lezac na chodniku i nie ruszajac sie nie spi ani nie odpoczywa (trudno jest nie poruszac galkami ocznymi majac dlugo otwarte powieki). Nasuwa sie tylko jedno podstawowe pytanie - ilu z nas chcialoby w chwili spotkania ze smiercia spojrzec jej prosto w oczy? Czy to nie dlatego wlasnie, gdy cos strasznego sie dzieje odruchowo je zamykamy?

totentanz : :
mar 07 2004 Cos sie zbliza wielkimi krokami...
Komentarze: 1

Tup, tup, tup, szur, szur... Idzie sobie do mnie i pewnie takze do ciebie. Problem w tym, ze nie spyta co kiedy i dlaczego ale wpakuje sie z buciorami, jesli je posiada, na dywan twojego zycia, po to, aby go zwinac i rozwinac w innym miejscu i innym czasie.

W sumie straszna to udreka miec przyjaciol i bliskich. Nie zrozum mnie zle, nie chodzi o to, ze nie chcialbym ich miec, ale ich jestestwo jest niecnym wrogiem smierci. Mowiac dokladniej, robi ze smierci te paskudna kostuche z kosa, ktora jest bezlitosna i wredna. Gdyby nie to, moze ludzie przyjmowali by ja bardziej otwarcie. Ty, ja i ona wiemy, ze nie jest mile widzianym gosciem. No, moze nie do konca. Niektorzy probuja wzywac ja sami. Tlumacza to sobie beznadzieja i degrengolada calego fundamentu ich rzeczywistosci. Ale skad przekonanie, ze smierc przyjdzie do nich z checia? Jesli przyjdzie, to na pewno nie zadowolona - czy ty byłbys/bylabys zadowolona gdyby ktos nagle zawolal cie do pracy, podczas gdy nie bylo to umieszczone w twoich planach...?

totentanz : :